23 Resource id #7 Genialni polscy inżynierowie i wynalazcy
STRONA W BUDOWIE
klaster COP
klaster COP
www.klastercop.pl

 

 

Nasze wystąpienia w Sejmie od 14.33

 

VI Forum Gospodarcze Powołanie Rady Programowej
VI Forum Gospodarcze Program części panelowej

 

 

 

Ludzie COP



Genialni polscy inżynierowie i wynalazcy
Genialni polscy inżynierowie i wynalazcy


W czasie II wojny światowej na terenie Wielkiej Brytanii pracowało w przemyśle zbrojeniowym kilka tysięcy polskich inżynierów i techników – wśród nich Zygmunt Janusz Jelonek 


 

Studia i wynalazki

Urodził się w Suwałkach w roku 1909. Po ukończeniu Gimnazjum im. Władysława IV w Warszawie, studiował początkowo na wydziale matematyczno-przyrodniczym Uniwersytetu Warszawskiego, a od 1928 r. na wydziale elektrycznym Politechniki Warszawskiej, uzyskując dyplom inżyniera w 1938 r. Już w trakcie studiów podjął w 1931 współpracę asystencką z prof. Januszem Groszkowskim (późniejszym prezesem Polskiej Akademii Nauk) w Katedrze Radiotechniki, a od 1934 r. w Państwowym Instytucie Telekomunikacyjnym w Warszawie, gdzie od 1937 r. kierował Sekcją Studiów pracując nad prototypem telefonu przenośnego.

Zaprojektował tam konstrukcję generatora wzbudzającego Radiostacji Wileńskiej o najlepszej wówczas w Europie stabilności częstotliwości (opartego na generatorze kwarcowym 357,333 kHz) oraz innych tego rodzaju generatorów stosowanych w radiostacjach Polskiego Radia. W 1939 r. uzyskał patent nr 28237 na generator dudnieniowy małej częstotliwości.

Rewelacyjne łącze

Ukończył Szkołę Podchorążych Wojsk Łączności w Zegrzu (1935-36), wziął udział w kampanii wrześniowej, a następnie, znalazłszy się w szeregach Wojska Polskiego we Francji, został odkomenderowany do wytwórni radiowej Thompson-Houston pod Paryżem.

Po klęsce Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował w ośrodku badawczym Signal Research and Development Establishment w Christchurch w południowej Anglii (1940-46). Był tam konstruktorem sprzętu radiokomunikacyjnego, a następnie – kierując sekcją analityczną w Departamencie Studiów – zajmował się radiową łącznością impulsową.

Powstało wtedy nowatorskie 8-kanałowe dupleksowe łącze radiowe WS, pracujące w paśmie mikrofalowym 4 GHz z modulacją szerokości impulsu (będące jedną z pierwszych tzw. linii radiowych). Łącze to z powodzeniem zostało użyte podczas inwazji w Normandii – do komunikowania się dowództwa Sprzymierzonych z oddziałami walczącymi na plażach. W rozkazie dziennym Kwatery Głównej z 6 VI 1944 (D-Day) Jelonek, jako jedyny Polak, został w tym dokumencie odnotowany. W 1945 r. otrzymał nominację na kapitana dyplomowanego w Korpusie Oficerów Łączności. W 1947 r. został zdemobilizowany.

Kariera uniwersytecka

W latach 1946-53 Jelonek był zastępcą profesora i kierownikiem działu prądów słabych na wydziale elektrycznym Polish University College w Londynie – uczelni przygotowującej zawodowo do pracy emigracji wojskowych zdemobilizowanych z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W 1948 r. uzyskał brytyjski stopień naukowy Master of Technology. W latach 1948-53 pracował też jako doradca naukowy w British Communication Corporation w Wembley. W latach 1953-74 był wykładowcą, a od 1965 r. kierownikiem działu prądów słabych na wydziale elektrycznym w Royal College of Science and Technology w Glasgow, a od 1969 r. profesorem Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie (PUNO) w Londynie.

Opublikował książkę Communication Theory (1953) i około 20 artykułów o łączności, synchronizacji i serwomechanizmach, głównie w brytyjskich czasopismach, a także rozdział o synchronizowaniu generatorów i obniżaniu częstotliwości w książce Wybrane zagadnienia elektroniki i telekomunikacji (Warszawa 1968), wydanej dla uczczenia 50-lecia pracy naukowej prof. J. Groszkowskiego. Brał czynny udział w Kongresie Współczesnej Nauki i Kultury Polskiej na Obczyźnie (9-12 IX 1970 w Londynie).

Od 1952 r. należał do Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie, był też członkiem Stowarzyszenia Techników Polskich w Wielkiej Brytanii oraz brytyjskiego Institution of Electrical Engineers.

W latach 90. parokrotnie prof. Jelonek odwiedzał Polskę, zabiegając o właściwe relacje z rodakami mieszkającymi nadal na dawnych Kresach Wschodnich. Wspomagał finansowo Uniwersytet Wileński.


Miejsce lądowania rozciągało się 60-milowym odcinkiem, którego końce wyznaczały ujście rzeki Dives oraz rejony Ste Mére-Égliese. Ogromna flota musiała wysadzić żołnierzy w idealnej kolejności, aby zapobiec jakiemukolwiek przemieszaniu czy niezgodnościom. Ze względów strategicznych wybrano jak najwcześniejszy czas rozpoczęcia desantu, aby wojska lądowe umacniały się na plażach przy świetle dziennym. O 3.14 6 czerwca rozpoczęło się przygotowanie lotnicze operacji, które trwało do 6.30 na odcinku amerykańskim i do 7.00 na odcinku brytyjskim. Wzięło w nim udział aż 2219 samolotów bombowych. Największą intensywność nalotów osiągnięto między 6.30 a 6.45, kiedy to 1365 ciężkich bombowców należących do 8. Armii Lotniczej zrzuciło 13 tys. bomb o łącznej wadze 2746 ton. W sumie zrzucono 7616 ton bomb, jednak część z nich trafiła do morza, gdyż wypuszczono je za wcześnie. "Lancastery" i "Wellingtony" spełniły jednak swoją rolę, umacniając morale żołnierzy i po części likwidując niemiecką obronę. Ogółem przewaga lotnictwa sił sprzymierzonych była tak wielka, iż Niemcy ograniczyli się do wykonania 100 lotów bojowych w odpowiedzi na 14 600 lotów aliantów w ciągu pierwszych 24 godzin trwania operacji "Overlord". Wsparcie udzielone siłom marynarki i piechoty było wystarczające, aby doprowadzić do bezpiecznego lądowania i utrzymania osiągniętych pozycji przez żołnierzy amerykańskich i brytyjskich.

Do operacji "Overlord" wydzielonych został blisko 3,5 mln ludzi wspieranych przez 8 tys. czołgów różnego rodzaju. Dodatkowo ze Stanów Zjednoczonych napłynąć mieli kolejni żołnierze, aby wesprzeć potężne zgrupowanie w walce o Francję. Tak ogromną armię załadowano na rekordową w dziejach świata liczbę okrętów, która operiwała na liczbę 6 pancerników ("Arkansas", "Nevada" - z Western Task Force adm. Kirka oraz "Nelson", "Rodney", "Warspite" i "Ramilies" z Eastern Task Force kontradm. Viana), 2 monitorów ("Roberts" i "Erebus" z Eastern Task Force), 22 krążowników (m.in. "Augusta", "Tuscaloosa", "Quincy" - Western Task Force; "Scylla", "Belfast", "Frobisher", "Enterprise", "Glasgow", "Mauritius", "Orion" i inne oraz francuskie "Georges Leygues" i "Montcalm", polski "Dragon" - Eastern Task Force), 93 niszczycieli (w tym polskie "Krakowiak" i "Ślązak"), 163 eskortowców, 366 okrętów patrolowych, 424 okrętów pomocniczych, 224 statków handlowych i 4012 barek desantowych różnych typów. Załadunek wojsk na okręty nastąpił 1 czerwca. Dwa dni później wszystkie jednostki znajdowały się na swoich miejscach, gotowe do drogi. Konsekwencją opóźnienia terminu rozpoczęcia operacji było opóźnienie wyruszenia floty, która skierowała się przez Kanał La Manche 5 czerwca. Podczas przeprawy ku wybrzeżom francuskim okręty atakowały kutry torpedowe. Kom. ppor. Heinrich Hoffmann uderzył na flotę aliancką, jednak jedynym sukcesem ataku było zatopienie niszczyciela "Svenner", który zabrał na dno 30 ludzi. Była to jedyna udana ofensywa marynarki niemieckiej tego dnia - flota inwazyjna płynęła do celu niemalże bez przykrych niespodzianek ze strony wroga.

Plaże "Utah" i "Omaha" stały się celem Amerykanów z VII i V Korpusu. Działania obu jednostek zaplanowano co do minuty i każde odejście do schematu mogło przyczynić się do porażki i załamania operacji "Overlord". Na "Omaha" o 6.25 116. pułk 29. dywizji gen. Charlesa H. Gerhardta miał wylądować na częściach plaży oznakowanych "Dog White" i "Dog Green" i z brzegu ubezpieczać desant ośmiu LCT (Landing Craft Tank), które przypłynąć powinny pięć minut później. O 6.33 do akcji przystępowali saperzy, a o 7.00 lądowanie zaczynały główne siły V Korpusu. O 6.19 do ostatniego nalotu ruszyło 329 bombowców alianckich, jednak ich uderzenie okazało się rażąco niecelne. Naprzeciw żołnierzy, którzy wtedy znajdowali się około 1600 metrów od "Omaha", znalazła się zaprawiona w bojach 352. dywizja, której wywiad aliancki nie zdołał zlokalizować i umiejscowić w obronie wybrzeża. Zanim jednak siły lądowe przystąpiły do szturmu, na całej długości atakowanego wybrzeża posypał się grad pocisków wystrzeliwanych przez siły marynarki. Niestety, i tym razem salwy artyleryjskie nie sięgnęły celu - 8 betonowych bunkrów z działami dużego kalibru pozostało nietkniętych. Dramat na plaży "Omaha" rozpoczął się już w chwili lądowania pływających czołgów 1. dywizji, której przydzielono części "Easy Red", "Fox Green" i "Fox Red". Z 32 pływających amfibii na dno poszło aż 27. Zaledwie dwa czołgi dotarły do brzegu, a trzy pozostałe wysadzono dopiero po osiągnięciu plaży. Tym samym 1. dywizja praktycznie pozostała bez wsparcia czołgów. Rejon lądowania 29. dywizji był nimi gęsto usiany, gdyż dowództwo postanowiło wyładować amfibie dopiero po lądowaniu. Piekło rozpętało się po otwarciu ognia przez niemiecką artylerię. Działa przerwały milczenie dopiero wtedy, gdy żołnierze alianccy byli w odległości 400 metrów od plaż. Artylerzyści spokojnie mierzyli do wychodzących z wody żołnierzy amerykańskich, posyłając im śmiertelne serie w dół. 29. dywizja na zachodnim krańcu plaży rozpaczliwie usiłowała opanować trudną sytuację. Podobne wysiłki podejmowali ich koledzy z 1. dywizji. Znaleźli się jednak w śmiertelnej pułapce i pozbawieni osłony zmuszeni byli do mozolnego posuwania się naprzód. Chaos pogłębiały błędy w naprowadzaniu, co doprowadziło do przemieszania żołnierzy należących do różnych jednostek. Około 7.00 przybył główny rzut wojsk. Miny znajdujące się w wodzie i na podejściach do plaż nie zostały usunięte przez saperów, którzy ponieśli zbyt wielkie straty, aby poprawnie wykonać to zadanie. 10 mil na zachód żołnierze na plaży "Utah" bez problemów wyładowywali się z barek desantowych. 4. dywizja nie napotkała tak wielkich problemów, jak jej sąsiedzi z V Korpusu. Powodem była pomyłka w rejonie desantowania. Gen. Theodore Roosevelt (przydzielony do 4. dywizji na swoją specjalną prośbę skierowaną do dowódcy jednostki gen. Raymonda O. Bartona) szybko zorientował się w przymusowej zmianie planów. Dlatego też musiał podjąć decyzję odnośnie miejsca natarcia w głąb lądu. Wybrał rejon, w którym się znalazł, słusznie uznając go za bezpieczniejszy niż właściwy. Tymczasem rozpoczynał się desant na plażach przydzielonych Brytyjczykom. Wraz z nimi na "Gold", "Juno" i "Sword" lądowali Kanadyjczycy i Francuzi. 2. armia gen. Dempseya przystępowała do wykonania zadania pełna zapału. Determinację zwiększał fakt srogich porażek, jakich doznały niegdyś we Francji wszystkie atakujące teraz nacje. Desant poprzedziła akcja 120 płetwonurków-saperów, którzy rozbroili podwodną obronę plaż, torując drogę barkom desantowym. Na wszystkich trzech plażach walki toczyły się z różnym natężeniem - w niektórych miejscach wyjątkowo zaciekle, w niektórych prawie wcale. Niemcy obsadzili rejony wsi Le Hamel, skąd ostrzeliwali plaże, dziesiątkując żołnierzy z 1. pułku Hampshire. Najgorszą jednak sytuację mieli Kanadyjczycy z 8. brygady i 48. commando morskiego, którzy na "Juno" dostali się pod silny ogień niemieckiej artylerii. Co ciekawe, sztab niemieckiego dowództwa nadal nie podejmował zdecydowanych kroków. Feldmarszałek von Rundstedt uważał bowiem, iż lądowanie w Normandii jest zaledwie przygrywką do prawdziwej inwazji w Pas de Calais. Lotnictwo nie było w stanie odpowiedzieć kontrakcją. Najprawdopodobniej tego dnia na jedyne śmiałe posunięcie zdobyło się zaledwie dwóch ludzi, których nazwiska zapamiętała historia. Ppłk Priller i sierż. Wodarczyk ruszyli na flotę inwazyjną w "Focke-Wulfach 190", raczej rozbawiając żołnierzy wroga, niż sprawiając im kłopoty. Alianci parli w głąb Normandii na spotkanie z żołnierzami dywizji powietrznodesantowych.

W następnych dniach trwały walki o poszerzenie przyczółka. 7 czerwca 3. dywizja kanadyjska wdarła się na 10,5 kilometra w głąb lądu i zajęła Bayoux. Feldmarszałek Rommel wysłał przeciwko zgrupowaniu 21. dywizję pancerną, jednak przybyła ona zbyt późno, co potwierdziło tylko jego wcześniejszą teorię. W ciągu czterech dni Brytyjczycy i Kanadyjczycy utworzyli szeroki front, łącząc przyczółki. Po drugiej stronie 1. armia Stanów Zjednoczonych odniosła podobny sukces. VII Korpus bez trudu połączył się z 82. DPD. Na plaży "Omaha" sytuacja rozwinęła się mniej pomyślnie, ale i tam udało się opanować początkowy kryzys. 12 czerwca oba amerykańskie korpusy połączyły swe linie na wzgórzach pod Carentan - Niemcy utracili wybrzeże Normandii.

Wehrmacht miał ogromne trudności ze ściągnięciem posiłków, ponieważ w powietrzu królowało wręcz lotnictwo aliantów. 8 czerwca Niemcy raportowali: "Od Paryża na zachód i południowy-zachód wszystkie szlaki kolejowe są rozbite". Przewaga na niebie Francji pozwalała również na atakowanie zgrupowań żołnierzy niemieckich i paraliżowanie ich pochodu na zachód. Jednocześnie z Wielkiej Brytanii przysyłano kolejne posiłki - w ciągu sześciu dni wyładowano aż 326 tys. ludzi i 54 tys. pojazdów. Dotarło także 104 tys. ton zaopatrzenia. Ten ogromny wysiłek powiększa jeszcze fakt zbudowania dwóch sztucznych portów - "Mulbery A" (amerykański odcinek frontu) i "Mulbery B" (brytyjski odcinek frontu). I choć pierwszy z nich został wkrótce zniszczony przez szalejący na Kanale La Manche sztorm, jego stratę zrekompensowało dość szybkie zdobycie portu w Cherbourgu. Inny port, umiejscowiony w Le Havre, 13 czerwca stał się ofiarą ataku samolotów sprzymierzonych. Bomber Command raportowało: "Atak na Le Havre był wspaniały. Praktycznie zniszczyliśmy wszystkie tamtejsze morskie siły Niemców. Była to najważniejsza siła morska przeciwstawiająca się naszej inwazji i liczyła około 60 okrętów". A tych padało łupem aliantów coraz więcej.

Operacja "Overlord" była jedną z największych w historii wojen. Jej znaczenie jest niebagatelne, gdyż w znacznym stopniu przyczyniła się ona do ostatecznej klęski III Rzeszy. Choć nie nadeszła ona tak szybko, jak w ankiecie Montgomery`ego spodziewali się dowódcy alianccy, była spowodowana ogromnym wysiłkiem Niemiec na obu frontach. Ciężko jest oszacować straty obu stron, jednak w oparciu o badania zachodnich historyków możemy podać przybliżone dane. Straty aliantów wyniosły około 10-12 tys. ludzi. Największe ponieśli Amerykanie, którzy utracili 6603 żołnierzy, w tym 1465 zabitych, 3184 rannych, 1928 zaginionych i 26 wziętych do niewoli. Kanadyjczycy utracili 946 ludzi, w tym 335 zabitych, z kolei Brytyjczycy okupili atak życiem lub zdrowiem 2500-3000 ludzi. Nie wiemy natomiast, jak przedstawiały się podobne statystyki po stronie niemieckiej, lecz straty wahały się najprawdopodobniej w przedziale od 4000 do 9000 ludzi.



POZOSTAŁE ARTYKUŁY Z TEGO DZIAŁU:

Fabryka Broni Radom - list otwarty -
Wiadomości Klaster COP -
Pogrzeb córki Eugeniusza Kwiatkowskiego -
Jeżeli szukać symboli w życiu Józefa Piłsudskiego, to droga Jego przez Sybir, tysiące mil pieszo i w teledze, była drogą tysięcy rodaków kilku pokoleń walczących o Polskę -
5-lecie Klaster COP -
Dla mediów Kontakt